Brexit bez umowy będzie szkodliwy dla gospodarki brytyjskiej, ale będzie też ciosem w europejski wzrost gospodarczy.
O Brexicie napisano już tak dużo, że kolejny tekst wydaje się być wożeniem drewna do lasu. Jednak sytuacja ostatnio bardzo się zmieniła. Premierem Wielkiej Brytanii został Boris Johnson, znany polityk uważany za celebrytę i osobę wysoce ekstrawagancką. Najważniejsze jest jednak to, że obiecuje wyjście Wlk. Brytanii z Unii Europejskiej 31.10.2019 z umową lub bez umowy. Johnson wybrany został przez 90 tys. członków Partii Konserwatywnej, co ma spore znaczenie. To, że nie został wybrany w wyborach parlamentarnych oznacza, że tak szybko jak został wybrany może zostać odwołany.
Johnson natychmiast zaczął domagać się renegocjacji umowy wyjścia z UE i odrzucenia tzw. „backstopu” (mechanizmu awaryjnego dla Irlandii Płn.). Błyskawicznie odpowiedział mu Michel Barnier, główny negocjator Brexitu ze strony UE, stwierdzając, że umowa otwarta do zmian nie będzie. Nic dziwnego. Unia musi być twarda, bo jeśli Wlk. Brytania wytarguje dobre warunki to następne w kolejce do wyjścia mogą być Włochy, a tego nie przeżyłaby nie tylko strefa euro, ale i cała Unia.
Taka sytuacja doprowadziła do gwałtownego osłabienia funta, ale to osłabienie zwiększając konkurencyjność brytyjskiej gospodarki pomogło we wzroście indeksu FTSE 250. Nie zmienia to postaci, rzeczy, że „twardy Brexit” (bez umowy) byłby niezwykle szkodliwy przede wszystkim dla gospodarki brytyjskiej. Można sobie wyobrazić np. problemy City pozbawionego jednolitego paszportu europejskiego (EU jest największym klientem City – obracało się tam blisko 30 mld funtów rocznie). Zaszkodziłby też gospodarce Unii Europejskiej, która już teraz boryka się z wyraźnymi oznakami osłabienia. To z kolei zaszkodziłoby również polskiej gospodarce. Nie ma sensu podawanie skali tego osłabienia gospodarek, bo każde źródło inaczej je szacuje. Wszyscy jednak zgadzają się, że „twardy Brexit” będzie ciosem w europejski wzrost gospodarczy. Konfederacja Brytyjskiego Przemysłu (CBI) niedawno ostrzegła, że obie strony nie są przygotowane na ten negatywny scenariusz i nawet zwiększenie wydatków państw nie rozwiąże wielu problemów.
Najważniejsze pytanie, na które nie ma jednak wiarogodnej odpowiedzi, jest: jak to wszystko się zakończy? Johnson gra bardzo twardo powołując do rządu jedynie zwolenników Brexitu (nawet „twardego”). Na razie obie strony grają w „chicken game”, w której dwa samochody pędzą na zderzenie. Ktoś zapewne musi ustąpić, żeby nie doszło do katastrofy. Logiczne byłoby, żeby ustąpiła Wlk. Brytania, bo dla UE ustępstwa byłyby bardzo groźne. Nie można jednak wykluczyć sytuacji, w której parlament (bardzo przeciwny Brexitowi bez umowy) zablokuje niepożądane decyzje albo nawet odwoła premiera. To otwierałoby zaś drogę do kolejnego referendum. Którego zwolennicy pozostania w UE wcale nie muszą wygrać…
Kontakt do autora:
Piotr Kuczyński
email: piotrw.kuczynski@gmail.com
tel. +48 695 333 325
Towarzystwo Ekonomistów Polskich (TEP) krzewi wiedzę ekonomiczną i wyjaśnia zjawiska gospodarcze współczesnego świata, propagując poszanowanie własności prywatnej, wolną konkurencję oraz wolność gospodarczą, jako warunki rozwoju Polski. Zrzesza praktyków biznesu i teoretyków różnych dziedzin nauk ekonomicznych.