Polecamy recenzję panelu dyskusyjnego zorganizowanego przez Polskie Towarzystwo Ekonomiczne pt. „Patologiczne aspekty polskiej prywatyzacji” (Warszawa, 13.10. 2016 r.) napisaną przez wybitnego publicystę ekonomicznego i dziennikarza GW, członka naszego Towarzystwa, opublikowaną w GW.
Witold Gadomski pisze:
„W okresie PRL-u studenci wydziałów ekonomicznych uczyli się osobno ekonomii kapitalizmu i ekonomii socjalizmu. Tą ostatnią dyscyplinę co jakiś czas przypomina Polskie Towarzystwo Ekonomiczne, organizując cykliczne konwersatoria. Ostatnie, które odbyło się w czwartek 13 października było zatytułowane „Patologiczne aspekty polskiej prywatyzacji”, a w panelu dyskusyjnym wystąpiło trzech znamienitych gości: profesor Paweł Bożyk, były szef doradców Edwarda Gierka, profesor Andrzej Karpiński – w latach 1974-1983 zastępca przewodniczącego Komisji Planowania i najmłodszy, zaledwie 71-letni dr Ryszard Ślązak, niegdyś wysokiej rangi pracownik Ministerstwa Finansów.
Prowadząca panel prof. Elżbieta Mączyńska, która jest przewodniczącą PTE, na wstępie zauważyła, że oceniając polską prywatyzację trzeba brać pod uwagę, że została ona nam narzucona przez zagranicznych wierzycieli. Potem było jeszcze lepiej.
Paweł Bożyk, którego błyskotliwa kariera zakończyła się wraz z upadkiem ekipy Edwarda Gierka – czyli przed 36 laty – twierdził, że na prywatyzacji „obłowili się prywatyzatorzy” i on zna nawet stawki, jakie dostawali. Przyznał, że duże zakłady przemysłowe były nierentowne, ale tylko „według paradygmatu neoliberalnego”. W domyśle, według ekonomii socjalizmu były bardzo dochodowe.
Według Bożyka stocznie upadły z dwóch powodów: Polska zażądała od ZSSR rozliczeń w dolarach, zamiast jak poprzednio w towarach, a Komisja Europejska nie zgodziła się na dotowanie. Te dwa fakty – rozliczenia z ZSSR (rok 1989) i negocjacje z Unią Europejską w sprawie stoczni (2009)– dzieliła epoka, nie mówiąc o tym, że to ZSSR zażądał od Polski w 1989 roku by handel był rozliczany w twardej walucie. Bożykowi w ogóle wiele rzeczy się mieszało. Wspominając o wielkości zakładów przemysłowych pomylił wybitnego austriackiego ekonomistę Josepha Schumpetera ze znacznie młodszym i mniej wybitnym niemieckim ekonomistą Ernstem Schumacherem, autorem popularnej w latach 70. XX wieku książki „Małe jest piękne”.
Andrzej Karpiński, autor książki „Od uprzemysłowienia w PRL do deindustrializacji kraju” oznajmił, że „nie ma żadnej wątpliwości, że prywatyzacja prowadziła do likwidacji wielu zakładów”. Wyliczył, że na 6202 przedsiębiorstw istniejących w roku 1988, w III RP przestało istnieć 1675. Według niego to katastrofa. Były wiceprzewodniczący Komisji Planowania (to była taka instytucja, która obliczała ile uszczelek i nakrętek potrzebuje takie czy inne przedsiębiorstwo) ani słowem nie wspomniał o tysiącach nowych firm, które powstały w ostatnich 25 latach.
Karpiński dał piękny wykład ekonomii socjalizmu. Mówił, że powodem likwidacji zakładów przemysłowych w III RP była chęć zagospodarowania nieruchomości, zwłaszcza w dużych miastach oraz tzw „prywatyzacja garażowa”. Ależ oczywiście – tereny, na których stały niektóre fabryki były więcej warte, niż mury i przestarzałe maszyny. W PRL-u terenami gospodarowano w sposób skandalicznie marnotrawny. Np. w Konstancinie-Jeziornej na atrakcyjnych działkach stała fabryka, produkująca kiepskiej jakości papier toaletowy. Zakłady Ciągników w Ursusie, zajmowały teren wielokrotnie większy, niż wynikało z potrzeb produkcyjnych.
Przez „prywatyzację garażową’ Karpiński rozumie przejmowanie elementów majątku dawnych państwowych przedsiębiorstw przez małe prywatne firmy. Dla ekonomii socjalizmu to zgroza, dla ekonomii normalnej to proces niezwykle korzystny, gdyż stojący bezczynnie majątek znajdował zatrudnienie.
Ryszard Ślązak poszedł po całości. Uznał, że początek zła leży w planie Balcerowicza, który niepotrzebnie wprowadził wymienialny pieniądz i dyscyplinę finansową przedsiębiorstw. Gdyby od niego zależało, socjalizm trwałby w Polsce do dziś.
Ja rozumiem, że starsi panowie z sentymentem wspominają dawne czasy, gdy sami kształtowali politykę gospodarczą. Ale dlaczego taki bełkot firmuje Polskie Towarzystwo Ekonomiczne? Najwyraźniej chce pozostać skansenem ekonomii socjalizmu.
Znacznie groźniejsze jest jednak to, że tym samym językiem, co profesorowie z epoki Gomułki i Gierka mówią ministrowie obecnego rządu, zwłaszcza Mateusz Morawiecki. Wicepremier twierdzi, że prywatyzacja była niepotrzebna, a na pewno zbyt masowa, że znakomite państwowe przedsiębiorstwa zostały celowo zlikwidowane, a plan Balcerowicza służył zagranicznemu kapitałowi.
Kto wie, może kariera Pawła Bożyka jeszcze nie jest skończona?”
Tekst został opublikowany w GW, w sekcji BiZ: www.wyborcza.biz