Banki centralne walcząc z inflacją dbają o silną walutę, bo to ogranicza koszty importu i zmniejsza inflację. Rada Polityki Pieniężnej poszła inną drogą, co (jeśli będzie kontynuowana) może nas jeszcze drogo kosztować i to mimo tego, że za chwilę zapewne zobaczymy interwencje na rynku walutowym.
Najwyższy czas, żeby kilka zdań napisać o złotym. Słyszę wypowiedzi ekspertów mówiących o sile naszej waluty (choćby ostatnio Paweł Borys, prezes PFR) i mam wrażenie, że od dawna nie patrzyli oni na wykresy. Złoty bowiem od połowy lipca dość szybko tracił, a po ostatniej decyzji RPP (o czym na końcu) zaczął tracić jeszcze szybciej. Oczywiście do posiedzenia RPP główny powód tego osłabienia leżał poza Polską, bo w tym okresie szybko umacniał się dolar na rynkach globalnych.
Jak wiadomo spadek kursu EUR/USD zawsze szkodzi złotemu, więc i tym razem też tak było i nasza waluta najmocniej straciła do dolara. Obawiam się jednak, że to może być jedynie początek słabości. Jest kilka powodów, dla których tak uważam. Przede wszystkim warto spojrzeć na rządowy projekt budżetu państwa.
Wiemy, że rząd musi złożyć w Sejmie projekt do końca września, ale wiemy też, że po wyborach, bez względu na to, z jakiej politycznej opcji będzie rząd, projekt znowelizuje tak, żeby odpowiadał nowemu politycznemu układowi. Są w nim jednak elementy, które dużej zmianie nie będą mogły podlegać. Jest to na przykład deficyt sektora finansów publicznych na poziomie 4,5 proc. PKB.
Deficyt w wysokości 165 mld złotych jest zresztą zbyt skromny, jeśli patrzy się na złożone do 40 dni przed wyborami obietnice wyborcze wszystkich ugrupowań. FOR wraz z Money.pl obliczyli te obietnice na 739 mld złotych. Co prawda w wielu przypadkach jedne zawierają się w drugich (np. 8% PKB na ochronę zdrowia Lewicy i 6% PKB Trzeciej Drogi), ale nie ulega wątpliwości, że część obietnic trzeba będzie spełnić, a to podniesie nie tylko deficyt, ale i zadłużenie ponad planowane poziomy.
W budżecie na 2024 r. szacuje się wzrost zadłużenia sektora finansów publicznych z poniżej 50 proc. PKB do 54 proc., a potrzeby pożyczkowe brutto oceniane są na 420 mld złotych. To ponad dwa razy więcej niż pożyczano w ostatnich latach. Skoro tak dużo obligacji wyemitujemy, to można się obawiać, że za pożyczki będziemy słono płacili. Na razie tego niepokoju na rynku nie widać – rentowność obligacji 10. letnich jest w okolicach 5,6 proc. (amerykańskich obligacji około 4,3 proc.).
Agencja ratingowa Moody’s w swojej ocenie ostatnio napisała, że „Rosnące deficyty zwiększą obciążenie długiem Polski do 54 proc. PKB zgodnie z projektem budżetu, co jest czynnikiem negatywnym dla oceny wiarygodności kredytowej…”. Agencja co prawdę napisała też, że „…spodziewamy się spadku deficytów od 2025 roku”, ale nie zmienia to postaci rzeczy, że jeśli obietnice wyborcze będą coraz większe to i ocena agencji ratingowych będzie coraz gorsza.
Jak się to ma do wartości naszej waluty? Jeśli po wyborach ocena polityki finansowej rządu i monetarnej Rady Polityki Pieniężnej będą negatywne to złoty będzie się nadal szybko osłabiał, utrudniając walkę z inflacją. A ona i tak będzie bardzo utrudniona przez wzrost płac – wynagrodzenie minimalne w lipcu 2024 r. będzie o 20 proc. wyższe niż dzisiaj, płace w sektorze publicznym wzrosną od 12,3 do 20 proc. (w zależności od tego, kto dojdzie do władzy).
Nie wiemy też, co będzie się działo na świecie (ceny ropy znowu rosną) i czy nowy rząd utrzyma tarcze ochronne, zwane antyinflacyjnymi. Jest dużo zagrożeń, a obniżanie stóp procentowych, o czym niestety ostatnio (6 września) postanowiła Rada Polityki Pieniężnej, podejmując zaskakującą decyzję o obniżce stóp aż o 75 pb (z 6,75 na 6,00 proc.) złotemu pomagać nie będzie.
Wręcz odwrotnie, co widać było po tej decyzji, kiedy to kursy walut wzrosły o blisko dwa procent (to bardzo dużo). W tej sytuacji fragment komunikatu RPP brzmi jak nieśmieszny żart: „Rada podtrzymała ocenę, że szybszemu obniżaniu inflacji sprzyjałoby umocnienie złotego, które byłoby spójne z fundamentami polskiej gospodarki”.
Banki centralne walcząc z inflacją, dbają o silną walutę, bo to ogranicza koszty importu i zmniejsza inflację. RPP poszła inną drogą, co (jeśli będzie kontynuowana) może nas jeszcze drogo kosztować i to mimo tego, że za chwilę zapewne zobaczymy interwencje na rynku walutowym.
Piotr Kuczyński
Członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich
DI Xelion
piotr.w.kuczynski@gmail.com